czwartek, 24 czerwca 2021

 Od roku jestem na lodowisku...


bez maski...


spotykam się z ludźmi z całej Polski, bywam na warsztatach...


bez maski, bez dystansu....


jazda w synchronie to kontakt, tak! kontakt, bardzo bliski... trzymanie w linii...


rok temu wróciłam na jogę, do klubu..

dopóki jakiś idiotyczny zapis go nie zamknął...poszłam do innego, gdzie można było ćwiczyć...


bez maski...

nikt o zdrowych zmysłach nie ćwiczy w masce!!

od roku odwiedza mnie kumpel, wpada do nas raz na jakiś czas, dodam, jest z grupy ryzyka(diabetyk).


bez maski, ściskamy się i witamy NORMALNIE!!!!

ktoś powie, oszalałaś? nie boisz się?


i tu zacytuję moją mamę: 

dziecko...wirus był, jest i będzie, nie masz na to wpływu, żyj jak dotąd, po prostu.

kiedy wracałam do klubu na lód i  na jogę, zapytałam Seniorkę, czy mogę i czy się obawia...

popatrzyła swymi zielonymi oczyma i powiedziała krótko: chcesz kopa w tyłek? co ma być, to będzie...


przez zespół przetoczył się covid, gdyby koleżanka nie złamała kostki, nikt by nawet nie wiedział...

zamknęli ją na dobę w kontenerze, bo dodatnia, wywieźli do jednoimiennego, tam zadecydowali, że jednak operacji nie będzie, pojawił się problem powrotu do Torunia..

karetkę załatwiła społeczność łyżwiarska!!! szpital miał w dupie...to tak działa, jakieś pytania?

koleżanki zrobiły testy ( ja nie..bo nie i już!)..żadna nie wyszła dodatnia!!

prowadzę zajęcia na lodzie z dorosłymi i z dziećmi, był covid...

w szkole też był, zarazili rodzice, nie dzieci!!!!! rodzice przywlekli do domu....nauczyciele uczący w tej klasie odmówili kwarantanny, ja też, a potem i tak nas zamknęli na zdalnym ( w tej klasie pojawiły się kolejne zakażenia od RODZICÓW!!!!, wszak już było zdalne..)

na wiosnę wróciliśmy do klas trzecich..

jakieś testy były, nie poszłam, jak wielu z nas...zaczęły się zapisy na szczepienia .

a po szczepieniach...koledzy po kolei padali jak muchy, w sensie chorowali i to ciężko!

Księdzu sama powiedziałam, żeby sprawdził ból pleców.. okazało się, że covid..

koleżanka, zaszczepiona, powiedziała na lekcji w piątek, że się źle czuje.. w niedzielę wyszła dodatnia (sorry...ale trzeba być niespełna rozumu żeby robić test po szczepieniu, zawsze wyjdzie dodatni, wystarczy porozmawiać z zaprzyjaźnionym lekarzem zakaźnikiem..)

we wtorek pojawił się u mnie smark..

i co? ano nic, nie dam sobie dłubać w nosie z powodu kataru, saturacja 98  więc tym bardziej..

utrata węchu w sobotę, smak jest, normalnie funkcjonuję, bo bez przesady, idę na lód, rozmawiam z lekarzem, bo połowa ludzi na lodzie to opieka zdrowotna :) 

patrzy na mnie i mówi krótko: masz katar? to jakim cudem chcesz coś czuć?? smak masz? ano mam, i to  normalny...więc się ogarnij!!!

dla  pewności robię test antygenowy...

nie stałam nawet koło covida..powtarzam go jeszcze trzykrotnie, za każdym razem negatywny...


tymczasem w szkole umiera Kolega..

ale...z tego co wiem, ktoś wpadł na pomysł, aby Go przewieźć z jednego szpitala do drugiego, wdaje się sepsa...

rozmawiam z pielęgniarką z covidowego, uczennicą...otwiera mi oczy, ale zatrzymam dla siebie.bo mówi mi parę rzeczy w tajemnicy.


nie szczepię się...nie mogę, ale i chyba nie chcę? dlaczego?

nie jestem antyszczepem, nie, nie o to chodzi..

ale  skoro przez lata nie opracowano szczepionki na grypę, takiej co działa na wszystkie mutacje, to mam uwierzyć ze w pół roku wymyślili genialny preparat na każdą mutację covida ?

nie kupuję tego.

kto chce, niech się szczepi, ja jak mówię nie mogę i nie chcę.


nikomu nic nie zabraniam, natomiast nie życzę sobie wrzucania mnie do jednego worka z antyszczepami ! 

 szczepienie póki co nie jest obowiązkowe, a segregacji mówię zdecydowanie nie! 

odsyłam także do definicji SARS COV..czy każdy dodatni test to ciężka niewydolność oddechowa??


odsyłam do statystyk zachorowań na płuca,  chociażby w roku 2013... o światowych nie wspomnę, no ale to trzeba poszukać, poczytać,(niestety często gęsto po angielsku), porównać, policzyć...

dużo czytałam przez ten rok, opracowania lekarzy, artykuły w Gazecie lekarskiej...

my generalnie jesteśmy w niechlubnej czołówce wysokiej zachorowalności na choroby układu oddechowego...Włosi też...i nie chodzi tu o nowotwory...klimat? bieda? zanieczyszczenia? pewnie wszystko na raz...

o opiece zdrowotnej zamilczę.

każdy wie jak jest...a dopiero wywali , bo rok teleporady...to się odezwie...tego się bardzo boję...


wirus jest.

jak każdy inny,

i zacytuję lekarza sportowego sprzed roku:

zobaczy pani każdy katar będzie covidem, będą kwarantanny, ludzie potracą pracę, będą samobójstwa..

i co? ano..

najgorzej jest z dziećmi...w pół roku dostałam troje nowych indywidualnych, w centrum handlowym skoczyła nastolatka z dachu...córka koleżanki w depresji, w szkole trzy próby samobójcze...

a tymczasem dzieci w Norwegii, Holandii, Francji chodziły do szkoły...

nasze zabunkrowano, są smutne efekty...

eh.....


szkoda tylko, że w tym roku nie pojedziemy nad morze, jak rok temu, bo tak, normalnie podróżujemy odwiedzamy Córkę, zabrałam nawet  mamę, za tydzień jedziemy znowu...

nie pojedziemy, bo chcemy zabrać piesełka, ale on jeszcze za młody no i ma chorobę lokomocyjną...

a generalnie, to zeszłoroczna wizyta u Poli zmieniła moje histeryczne  wręcz podejście do dezynfekcji, maseczek, odwiedzin..

najgłupszą rzeczą jaką zrobiłam było nie wpuszczenie Córek na święta do domu!!! 

o matko, jak mnie to boli, głupia ja, zastraszona, dezynfekująca zakupy... dzieci mnie na szczęście przywołały do porządku!!

od tego czasu odżyłam...dzięki nim...


a pojutrze znowu wpada do nas Przyjaciel, posiedzi trochę, pochodzimy na jogę pojedziemy na lód...


normalność.


a maski tylko do sklepu.








czwartek, 8 kwietnia 2021

 Dwa lata synchronu :)






środa, 7 kwietnia 2021

 W klatce nadal, no prawie....

Praca zdalna mnie wykańcza..

Nie lubię, to nie to samo, co kontakt bezpośredni z uczniem.

Polecam szczególnie nauczanie zdalne z niewidomym dzieckiem.


Na lód chodzimy, bo jesteśmy zawodnikami, mamy licencje i to pozwala nam jeździć, i całe szczęście.

Co prawda miałam kilka tygodni przerwy z powodu kataru-a nie chciałam nikogo narażać,ale już jutro wracam, w końcu jakiś ruch i powietrze inne.


No i mamy nowego domownika..

Dłuższa historia..

Moje Starsze Dziewczę i Zięciunio zakupili dom w lesie,w cudownym miejscu, trzy godziny drogi od nas.I wracając z tegoż lasu,z Młodszym Dziewczęciem znalazłyśmy przy drodze wyrzucone szczenię!!! Siedziała bida po szyję w śniegu, przy minus 15 stopniach! Zabrane, zaopiekowane, ukochane, wyrosło póki co do 46 cm, z niepokojem patrzymy na rozwój wypadków, bo wygląda na owczarka belgijskiego.. a z pewnością jakiś procent tegoż owczarka w nim jest :)

Leszy jest bardzo żywotnym piesełkiem, świetnie dogadał się z kotem, je, śpi, dokazuje, rozgryza zabawki i uwielbia szmatki!!!